Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mswiety10 z miasteczka Nowogród Bobrzański. Mam przejechane 5495.20 kilometrów w tym 301.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.32 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2601 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mswiety10.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

> 200 km

Dystans całkowity:929.00 km (w terenie 41.00 km; 4.41%)
Czas w ruchu:43:19
Średnia prędkość:21.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Suma podjazdów:490 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:232.25 km i 10h 49m
Więcej statystyk
  • DST 300.00km
  • Czas 13:40
  • VAVG 21.95km/h
  • Sprzęt AUTHOR - SPRZEDANY
  • Aktywność Jazda na rowerze

300 km - Sieradz - rekord + zdjęcia

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 03.07.2011 | Komentarze 0

Długo przekładana realizacja planu rekordowego wyjazdu do Kosatki koło Sieradza ruszyła z kopyta w niedzielę 26 czerwca. Czesc przygotowań odbyła się juz wczesniej, mielismy duzo rzeczy do zalatwienia, bo to nasz pierwszy taki wyjazd z noclegiem - nastepnym razem pojdzie juz o wiele sprawniej. Spac poszedłem grubo po pólnocy, wstałem przed 4 rano, jako, że dni są teraz wyjatkowo długie, zaczęlo sie juz przejasniac. Parenascie minut po 4 przyjchał Marcin i o 4:35 (4 minuty przed wschodem słońca) wyruszylismy sprzed mojego domu. Pierwszy podjazd pod Górkę Nowogrodzką uzmywsłowił nam, że Marcin bedzie troche zostawał na podjazdach, bo miał sporo ciezszy bagaz, ale calej wycieczki to praktycznie nie opoznilo. W okolicy stacji paliw oglądamy cudowny wschód Slonca. Jest raczej chłodno, ja jade w rekawkach i nogawkach.

O pierwszych kilkudziesieciu kilometrach trasy w zasadzie nie ma co pisac, ot, taka zwyczajna, ciut nudna jazda. Jakies bułki i mleko kupione w Kozuchowie i pierwszy postoj na przystanku autobusowym - 47 kilometr. Dalej jest podobnie, jedziemy przez Bytom, Głogów, Wschowę (w tych okolicach nastepny postój na 94 kilometrze). Na postoju schowalismy sie pod daszkiem przed Słoncem i odstapnelismy trochę. Przypałętał się jakis kotek, najwyrazniej bardzo długo nie głaskany :) We Wschowie odbilismy na Leszno.

W Lesznie, cudnej urody miescie (szkoda, że się tak z Zielona Góra nie lubią) muszę kupic nowy plecak, który wypatrzyłem pare dni temu na allegro. Stary wysyłam pocztą do domu, zeby go niepotrzebnie nie wozic. Tracimy sporo czasu, zdenerwowani przyspieszamy trochę. (A, wypada wspomniec, że juz sporo czasu wczesniej wjechalismy do Wielkopolski - wszystko uwieczniamy na zdjeciach). Jadac przez pola wojewodztwa Wlkp. mniej więcej od 130 do 160 kilometra nie mozemy znalezc odpowiedniego, zacienionego miejsca na postój. w Koncu na 164 zatrzymujemy się na łączce przy małym kawałku lasu. To najdluzszy z postojów, trwa okolo 50 minut. Telefony do domu itp., sms do Kosatki z informacja jak nam idzie...

Dalej jedzie sie nie najgorzej, boli tylko tylek przez pierwsze parę kilometrów po ruszeniu z postoju. Po drodze jakieś wieksze zakupy w markecie, średnio pamiętam gdzie to bylo...

Niepostrzeżenie docieramy do następnego postoju okolo 230 kilometra i pobijam tym samym mój stary rekord 224 kilometrów przejechanych jednego dnia. Znowu telefony, jedzenie i chwila odpoczynku. Sytuacja z czasem wygląda żle, o tej porze planowlismy byc już nieco dalej. Na owym postoju zaczyna nam się przez telefon wtracac do planowania trasy wujek - tata Marcina. Moim zdaniem stracilismy mnostwo czasu pzrez te telefony, a na koncu i tak pojechalismy po mojemu i bylo dobrze. Choc dobrze to moze za mocne słowo - do Brąszewic doecieramy po 23:00. Wyjeżdża po nas autem wujek Janek i dokręcamy jeszcze 3 kilometry do równej setki. Póżniej już tylko powolny, przypominajacy przejazd wojsk po wygranej bitwie przejazd do na miejsce noclegu do Kosatki, przywitanie się z rodziną, kolacyjka, mycie i do spania :)

ZDJECIA

https://picasaweb.google.com/104285069823208842260/Sieradzkie?authkey=Gv1sRgCK-0sNTV9sDRqAE




  • DST 203.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 10:16
  • VAVG 19.77km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt AUTHOR - SPRZEDANY
  • Aktywność Jazda na rowerze

203 km - Szklarska Poręba i Zakręt Śmierci

Poniedziałek, 30 maja 2011 · dodano: 31.05.2011 | Komentarze 2

4 godziny snu i poranna krew z nosa nie wróżą nic dobrego, ale mimo to punkt 8:00 zeruję licznik i wyjeżdżam z domu. O 8:07 zapłaciwszy za batoniki i żelki w Biedronce kieruję się na Żagań. Wiatr od rana jest fatalny, prosto w twarz z siłą 14-15km/h. Drogą do Żagania nudna, z dziurami, tylko sznur 14. samochodów ciągnących sie za nauką jazdy (L) mnie rozweselił ;D W Żaganiu popełniam poważny błąd, przez który w końcowym etapie wycieczki nie dostałem się do Karpacza, zresztą wszystko widac na mapie - pojechałem na południe lekkim łukiem omijając Szprotawę i kierując sie na Bolesławiec. Przed tym ostatnim zrobiłem pierwszy postój (na 63 kilometrze) zjadłęm kotlety od mamy :P otworzyłem żelki - w każdym bądż razie nie trwało to dłuzej niż 15 minut ;)

Bolesłąwiec od teraz będzie kojarzył mi się już nie tylko jako Miasto Ceramiki, ale jako bardzo muzykalne miasto (; Z okien kamieniczek dochodziły dżwięki (bardzo głosne) takich hitów jak "sexualna" i piosenek z "fast & furious", nie wspominając już o chłopakach pod sklepem puszczających hip hop z telefonów albo techniawach w przejeżdżających samochodach (; Po paru minutach bładzenia odnajduje droge i wyjeżdżam z Bolesławca. W tych okolicach ściągnałem wszystkie ciuchy z góry i jechałem już bez koszulki. Jestem pewien, że temperatura w słoncu przekraczała 40 stopni.

Teraz jadę na Nowogrodziec lekkimi podjazdami, przez chwile wydaje mi się, że widac gory i pisze smsa z taką informacją do siostry. W wiosce Nawojów Łużycki w okolicach setnego kilometra ma miejsce ciekawa sytuacja. Otóż przejeżdzam sobie niezbyt szybko obok czegoś co destrzegłem tylko kątem oka. Przez nastepne 300 metrów próbuję zgadnąc co to było i przypomina mi się, że widziałem juz cos takiego na jednym z blogów na bikestats. To jest to - krzyż pokutny! Wrcacam kilkaset metrów oglądam go i cykam foto. Za Nawojowem jadę prosto na Lubań i spotykam rowerzystę na MTB. Jechał z plecakiem ubrany w kolarskie ciuchy, wyglądał jak wycieczkowicz, jednak okazało sie, że wracał tylko z pracy. Za łubaniem ostatnim płaskim odcinkiem skierowałem sie na Leśną.

Miejscowośc Leśna to miejsce gdzie zaczęły sie pierwsze ostre podjazdy. Zrobiłem nawet zdjęcie charakterystycznego dla tych terenów znaku drogowego. Pierwszy z dwóch mocnych podjazdów na trasie był długi na jakieś 10-15 kilometrów. Wypłaszczyło sie na chwilę dopiero przed samym Świeradowem Zdrój. A od Świeradowa zaczął się jeszcze gorszy 20 kilometrowy odcinek ciągłego podjazdu pod Szklarską Porębę, ktorego pokonanie zajeło mi blisko dwie godziny. Tutaj tez wyslałem drugiego smsa do siosry, coś w stylu "umrę tutaj". Po dwóch morderczych godzinach docieram do pierwszego celu podróży tuż przed Szklarską - Zakrętu Śmierci. Nazwany tak z powodu dużej ilości śmiertelnych wypadków w przeszłosci, droga w tym miejscu zakręca o 180 stopni. Darzyłem pewnym sentymentem to miejsce, ponieważ byłem tu pierwszy raz jako mały chłopczyk z rodzicami i pamiętałem, że strasznie mi się wtedy podobało (;

Większośc długości Szklarskiej i spory kawałek za nią były to najlepsze, bardzo dodające otuchy fragmenty wycieczki. Ponad 8 km ciągłego zjazdu wymusiło na mnie w końcu założenie koszulki, gdyz bardzo zmarzłem jadąc srednio 40 km/h z prędkością maksymalną 59. Niestety z braku mapy i przez sprzeczne informacje uzyskiwane od miejscowych nie osiągnałem drugiego celu wycieczki - Karpacza, gdzie moja specjalizacja ze szkoły i moja siostra własnie przebywali na wycieczce. Z braku czasu, nie pozwoliłem sobie już na dokończenie całości zaplanowanej trasy tylko skierowałem się wprost do Jeleniej Góry na dworzec autobusowy. Tam na skrzyżowaniu włąsnie wybija mi 200 kilometrów podróży więc sciagam licznik i chowam do kieszeni planując zaraz zrobic zdjęcie. Niestety zapominam o nim i przypominam sobie dopiero na ławce na dworcu. Myslę, że zrobiłem koło 3 kilometrów z licznikiem w kieszeni. Po niecałej godzinie czekania o 21:40 pakuję sie do autobusu. 10 minut przed godziną 1:00 jestem w domu.

Granica województwa lubuskiego i województwa dolnośląskiego. © mswiety10

Poszerzana droga na Bolesławiec. © mswiety10

Przejazd nad autostradą na Wrocław. © mswiety10

Przepięknej urody wiadukt w Bolesławcu. © mswiety10

Bolesławiec miastem ceramiki - ten lew kosztował 2000zł © mswiety10

Cmentarz wojskowy przy trasie wylotowej z Bolesławca. © mswiety10

Krzyż pokutny stawiany przez zabójcę na miescu zbrodni - XIV - XVIw. - Nawotów Łużycki © mswiety10

Ruiny zamku w Świeciu - na pustym krzesełku przed wejściem powinien siedziec ktos pobierający opłaty za zwiedzanie. © mswiety10

Znak drogowy ostrzegający przed stromym podjazdem tuż za meijscowością Leśna. © mswiety10

Tablica informacyjna - wjeżdżam do Świeradowa. © mswiety10

Rzeczka z kamieniami w Świerodowie Zdroju. © mswiety10

Cień na drodze, okolice wypłaszczenia przy Świeradowie. © mswiety10

Rzut oka na Żakręt Śmierci - zatrzymuje się tu wielu ludzi by robic zdjęcia. © mswiety10

Tablica między Karpaczem, a Jelenią Górą © mswiety10

Mój rower na dworcu autobusowym w Jelonce © mswiety10

Zdjęcie na dworcu PKS w Jelonce, ściemniało sie już. © mswiety10

#lat=50.80246&lng=15.71594&zoom=10&type=2


Kategoria Wycieczka, > 200 km


  • DST 202.00km
  • Teren 36.00km
  • Czas 09:35
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt AUTHOR - SPRZEDANY
  • Aktywność Jazda na rowerze

202 km - Pomnik Chrystusa Króla i inne

Piątek, 27 maja 2011 · dodano: 27.05.2011 | Komentarze 6

Budzę sie w pustym domu po godzinie 9. (a prosiłem zeby mnie ktoś obudził jak wszyscy będą wychodzic) Szybko sprawdzam czas i dobra nasza - przed nocą wrócę jesli szybko wyjadę. Ekspresowo wyskakuję sie z łóżka, robie sniadanie i herbatę, samruję łańcuch - o godzinie 9:30 zamykam dom i wyjezdzam. Wstepuje tradycyjnie do Biedronki po banany, reszte prowiantu (ciastka) kupiłem wczoraj w Zarach.

Jade na pólnoc najpierw do Zielonej Góry, wiatr jest od rana z poludnia - bardzo dobrze. Tempo błyskawiczne, nawet sie nie spostrzegam, a jestem juz za Sulechowem i jade w kierunku Swiebodzina. Przez nastepne 18 km mija mnie w sumie 6 samochodów policji :P W Świebodzinie oczywiscie zatrzymuje sie na moment i cykam fotki pomnikowi. Zaraz potem przebijam sie przez miasto i obieram kierunek na Łagów. Jedzie sie fatalnie z wiatrem wiejacym z boku i w twarz. A dotego ponad 10 km wylotowa trasą na Swiecko czyli z ogromnym ruchem, w sporej czesci ciezarowym.

W koncu odbijam w prawo, a pozniej dwa razy pytam o droge i otrzymuje wskazówki rozniace sie od siebie o okolo 10 kilometrow :P Jeszcze kilka wiosek i robie pierwszy postój po dokladnie 96 kilometrach w Łagowie. Spedzam pol godziny z Natalką, ktora jest tu na wycieczce klasowej i heja spowrotem :P Nie mam juz ochoty na powrót głowna droga wiec planuje sobie z grubsza trase powrotna wiodącą m. in. przez prom na Odrze (Brody).

Jednak dojecanie do Brodów okazuję sie byc najbardziej męcząco czescia trasy. Nie o tyle fizycznie co psychicznie. Robie ponad 30 km lasami i kluczę dobre 2-3 godziny po okolicznych wioskach. Raz rozmawiam sobie z jakims dziadkiem, który jechał na rowerze i mówił "jade zobaczyc, bo wieczorem daniele przywiozą" :D Innym razem w wiosce polozonej niecale 30 km od Brodów pytam sprzedawcę w sklepie o droge, bo wszyscy napotkani po drodze ludzie dziwnym trafem są "nietutejsi" kiedy pytam o prom. Koles okolo 30 lat na karku, ale "nigdy nie slyszał o żadnych Brodach, a tym bardziej o promie na Odrze" ("...Kur*a
koles chyba sobie żartujesz) :D

Dopiero trójka wioskowych cwaniaków w wieku okolo 16-18 lat pokazuje mi gdzie jechac. Jak widac pozoty mylą :D Po 4 godzinach od wyjazdu z Łagowa razem z rowerem wchodze na pokład. Po drugiej stronie Odry jest juz grubo po godzinie 18. Zaczynaja sie znajome tereny. Wracam pzrez Czerwieńsk, Płoty i Przylep do Zielonej Góry, a dalej już obwodnicą do Nowogrudu. (I jeszcze dokrecilem pare kilometrów na Dobroszów) Czas calej wycieczki niewiele wiekszy od czasu jazdy - nie bylo mnie w domu 11 godzin. Bardzo się nie zmęczyłem - forma optymalna =)



Stary most w Cigacicach © mswiety10

Zabytkowa brama Piastowska w Sulechowie © mswiety10

Jezusek Swiebodziński 1 © mswiety10

Jezusek Świebodziń
ski 2
© mswiety10

Ogrodzenie, za którym juz prawdopodobnie hasają daniele :D © mswiety10

Bardzo piękna dróżka leśna czesc 1 © mswiety10

WYgląda bardzo ładnie, ale taka droga to męka na rowerze szosowym © mswiety10

Zdjęcia nie uddaja uroku lasu, wszytskich tych ptaków i komarów © mswiety10

Zabawne zdjęcie, biorąc pod uwagę fakt ze 20 metrów dalej jest jezioro, kompletnie nie wiem o co tutaj mogło chodzic :P © mswiety10

Kiepski mi to zdjecie wyszlo, ale mam tylko jedno promu © mswiety10

Rower na promie. (I tu jeszcze cos napisze, bo tytul zdjecia musi miec 25 znakow) © mswiety10

Przystan, z ktorej odplywaliśmy promem © mswiety10


Kategoria Wycieczka, > 200 km


  • DST 224.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 09:48
  • VAVG 22.86km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 490m
  • Sprzęt AUTHOR - SPRZEDANY
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla przez Głogów, Wschowę, Sulechów

Sobota, 4 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 2

Wyjechałem piętnaście po siódmej rano i wróciłem wpół do dziewiątej wieczorem. Na trasie przydarzyły mi się dwa kryzysy. Jeden na kilka kilometrów przed Wschową, kiedy uswiadomiłem sobie jak bardzo jestem zmęczony i ile jeszcze kilometrów przede mną. Z tegoż małego kryzysu pomógł mi wyjśc nieświadomie pewien kolarz z Żar, który przemknął koło mnie wystawiając tylko rękę w geście pozdrowienia. Zawziąłem się, przyspieszyłem i dogoniłem go. Wymieniliśmy kilka zdań (na więcej nie pozwalały jadące z tyłu samochody) i rozdzieliliśmy się, gdyż pan zmierzał w stronę Leszna, a ja Sulechowa. Drugi kryzys to już okolice Zielonej Góry (na całej długości obwodnicy) kiedy wiedziałem, że nie zdarzę do domu przed zmrokiem, skończył się zaraz potem, na długim zjezdzie do Świdnicy gdzie wykręciłem mojego skromnego Vmaxa. Pocieszenia dodaje fakt, ze oba te spadki formy miały miejsce na podjazdach (co widac dobrze na poniższej mapie) więc nie jest ze mną tak zle. (; Raz zboczyłem nieco z trasy jadąc do Sławy. Przy drodze praktycznie nie było znaków, a ja wolałem jachac na czuja niż zajrzec do atlasu, w rezultacie nadrobiłem 10 kilometrow drogi i straciłem pól godziny czasu. Z rzeczy milszych kupiłem koszyk malin w Zawadzie (miał byc dla rodzinki, ale zjadłem wszystko sam). A z cyferek: przeszło 10.000 spalonych kalorii i powrót o kilogram lżejszym, polecam takie wycieczki na odchudzanie :P
PS:
Jak Waxmund pisze, że coś nie tak z kaloriami, to pewnie tak jest, proszę tej informacji nie traktowac serio :P
PS2:
Wg bardziej wiarygodnego kalkulatora spaliłem 6678 kalorii.


Kategoria Wycieczka, > 200 km