Info
Suma podjazdów to 2601 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 0
- 2012, Lipiec1 - 0
- 2012, Maj4 - 0
- 2012, Kwiecień1 - 0
- 2012, Marzec5 - 0
- 2012, Luty5 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 0
- 2011, Listopad5 - 0
- 2011, Październik6 - 0
- 2011, Wrzesień6 - 1
- 2011, Sierpień14 - 2
- 2011, Lipiec11 - 0
- 2011, Czerwiec12 - 0
- 2011, Maj23 - 16
- 2011, Kwiecień10 - 3
- 2011, Marzec5 - 3
- 2011, Luty1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad4 - 0
- 2010, Październik4 - 2
- 2010, Wrzesień3 - 3
- 2010, Sierpień5 - 1
- DST 300.00km
- Czas 13:40
- VAVG 21.95km/h
- Sprzęt AUTHOR - SPRZEDANY
- Aktywność Jazda na rowerze
300 km - Sieradz - rekord + zdjęcia
Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 03.07.2011 | Komentarze 0
Długo przekładana realizacja planu rekordowego wyjazdu do Kosatki koło Sieradza ruszyła z kopyta w niedzielę 26 czerwca. Czesc przygotowań odbyła się juz wczesniej, mielismy duzo rzeczy do zalatwienia, bo to nasz pierwszy taki wyjazd z noclegiem - nastepnym razem pojdzie juz o wiele sprawniej. Spac poszedłem grubo po pólnocy, wstałem przed 4 rano, jako, że dni są teraz wyjatkowo długie, zaczęlo sie juz przejasniac. Parenascie minut po 4 przyjchał Marcin i o 4:35 (4 minuty przed wschodem słońca) wyruszylismy sprzed mojego domu. Pierwszy podjazd pod Górkę Nowogrodzką uzmywsłowił nam, że Marcin bedzie troche zostawał na podjazdach, bo miał sporo ciezszy bagaz, ale calej wycieczki to praktycznie nie opoznilo. W okolicy stacji paliw oglądamy cudowny wschód Slonca. Jest raczej chłodno, ja jade w rekawkach i nogawkach.
O pierwszych kilkudziesieciu kilometrach trasy w zasadzie nie ma co pisac, ot, taka zwyczajna, ciut nudna jazda. Jakies bułki i mleko kupione w Kozuchowie i pierwszy postoj na przystanku autobusowym - 47 kilometr. Dalej jest podobnie, jedziemy przez Bytom, Głogów, Wschowę (w tych okolicach nastepny postój na 94 kilometrze). Na postoju schowalismy sie pod daszkiem przed Słoncem i odstapnelismy trochę. Przypałętał się jakis kotek, najwyrazniej bardzo długo nie głaskany :) We Wschowie odbilismy na Leszno.
W Lesznie, cudnej urody miescie (szkoda, że się tak z Zielona Góra nie lubią) muszę kupic nowy plecak, który wypatrzyłem pare dni temu na allegro. Stary wysyłam pocztą do domu, zeby go niepotrzebnie nie wozic. Tracimy sporo czasu, zdenerwowani przyspieszamy trochę. (A, wypada wspomniec, że juz sporo czasu wczesniej wjechalismy do Wielkopolski - wszystko uwieczniamy na zdjeciach). Jadac przez pola wojewodztwa Wlkp. mniej więcej od 130 do 160 kilometra nie mozemy znalezc odpowiedniego, zacienionego miejsca na postój. w Koncu na 164 zatrzymujemy się na łączce przy małym kawałku lasu. To najdluzszy z postojów, trwa okolo 50 minut. Telefony do domu itp., sms do Kosatki z informacja jak nam idzie...
Dalej jedzie sie nie najgorzej, boli tylko tylek przez pierwsze parę kilometrów po ruszeniu z postoju. Po drodze jakieś wieksze zakupy w markecie, średnio pamiętam gdzie to bylo...
Niepostrzeżenie docieramy do następnego postoju okolo 230 kilometra i pobijam tym samym mój stary rekord 224 kilometrów przejechanych jednego dnia. Znowu telefony, jedzenie i chwila odpoczynku. Sytuacja z czasem wygląda żle, o tej porze planowlismy byc już nieco dalej. Na owym postoju zaczyna nam się przez telefon wtracac do planowania trasy wujek - tata Marcina. Moim zdaniem stracilismy mnostwo czasu pzrez te telefony, a na koncu i tak pojechalismy po mojemu i bylo dobrze. Choc dobrze to moze za mocne słowo - do Brąszewic doecieramy po 23:00. Wyjeżdża po nas autem wujek Janek i dokręcamy jeszcze 3 kilometry do równej setki. Póżniej już tylko powolny, przypominajacy przejazd wojsk po wygranej bitwie przejazd do na miejsce noclegu do Kosatki, przywitanie się z rodziną, kolacyjka, mycie i do spania :)
ZDJECIA
https://picasaweb.google.com/104285069823208842260/Sieradzkie?authkey=Gv1sRgCK-0sNTV9sDRqAE